To nie jest zwykły klan. To nie jest grupa graczy, to nie jest nawet rodzina. To jest jak weselne poprawiny w remizie – nigdy nie wiesz, kto zaraz komu przywali półlitrówką, a kto zacznie śpiewać "Hej, sokoły".
Członkowie „Szarży Stali” łączą w sobie dwie cechy: niezdrową miłość do bigosu i jeszcze bardziej niezdrową chęć rozwalania wszystkiego, co się rusza. Każdy z nich to jak wujek z wesela – najpierw ci opowie o polityce, potem o wojnie, a na końcu ukradnie ci kiełbasę z talerza, tłumacząc, że „takie prawo klanu”.
Ich dewiza brzmi: „Jak wóz drabiniasty nie pojedzie, to go się przepchnie. Jak przeciwnik nie padnie – to się go dociśnie. A jak ksiądz zapyta, czy to zgodne z Pismem Świętym – to powiemy, że Święty Piotr był pierwszy, co nosił klucz francuski”.
Skład drużyny:
Dowódca – krzyczy głośniej niż Zelmer na turbo.
Zbrojmistrz – robi miecz z widelca i zbroję z garnków.
Mag – nie zna zaklęć, ale teleportuje się do kieliszka.
Rekrut – nie pyta co, tylko ile.